Władysławowo, Polska – Śmierć Natana Stranza, 18-letniego hokeisty, który zaginął w Bałtyku, nabiera nowego, dramatycznego wymiaru. Zrozpaczona rodzina i przyjaciele wciąż czekają na odnalezienie jego ciała, a tymczasem Prokuratura wszczęła śledztwo, które ma ustalić, czy tragedii dało się uniknąć.
Prokuratura pod lupą bierze działanie służb ratunkowych
Jak wynika z ustaleń, prokuratorzy badają, czy na plaży, na której zaginął Natan, obowiązywał zakaz kąpieli. Śledczy przesłuchują świadków i zabezpieczają nagrania z monitoringu, aby ustalić, czy w krytycznym momencie nad Bałtykiem powiewała czerwona flaga.
"Zbieramy zeznania świadków oraz dokumentację z miejsca zdarzenia. Kluczowe jest dla nas ustalenie, czy warunki pogodowe i sygnalizacja na plaży były odpowiednie do kąpieli. Jeśli okaże się, że była wywieszona czerwona flaga, a służby ratunkowe nie podjęły odpowiednich działań, będziemy musieli pociągnąć do odpowiedzialności winnych tej tragedii" – mówi nam anonimowo jeden ze śledczych.
To porażająca wiadomość dla całej społeczności. Natan, który był ostoją drużyny i oddanym przyjacielem, zginął w falach, a teraz pojawiają się pytania, czy nie było to wynikiem czyjegoś zaniedbania.
Rodzina wciąż czeka na najgorszą informację
Natan Stranz zaginął 18 sierpnia, gdy stracił grunt pod nogami i wpadł w panikę, a wysokie fale uniemożliwiły mu powrót na brzeg. Od tamtej pory jego ciała nie odnaleziono. Bliscy i przyjaciele wciąż prowadzą poszukiwania na własną rękę, a zrozpaczeni rodzice modlą się, aby morze zwróciło im ciało syna, żeby mogli go godnie pochować.
W tej chwili śledztwo prokuratury jest jedyną nadzieją na odpowiedź na pytanie, dlaczego doszło do tak wielkiej tragedii.