Ostatnie pożegnanie Stanisława Sojki, które odbyło się w warszawskim Kościele pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy, miało wyjątkowy charakter. Zamiast tradycyjnej ciszy i łez, ceremonia zakończyła się gromkimi brawami, które zgotowali artyście zgromadzeni w świątyni żałobnicy. Ten spontaniczny, gorący aplauz był niecodziennym hołdem dla artystycznych dokonań piosenkarza, który zmarł nagle 21 sierpnia.
Na mszy żałobnej, oprócz najbliższej rodziny i przyjaciół, takich jak Monika Olejnik czy Muniek Staszczyk, obecni byli także przedstawiciele władz. Prezydent Karol Nawrocki, nieobecny z powodu wyjazdu służbowego, uhonorował artystę pośmiertnie Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, doceniając jego wybitne zasługi dla kultury polskiej. Order odebrał syn muzyka, Jakub Sojka.
Symboliczne gesty i ostatni akord
Ceremonia, która zgromadziła setki osób, była pełna symbolicznych momentów. Zgodnie z prośbą rodziny, żałobnicy nie przynosili wieńców i bukietów, a zamiast tego wpłacali pieniądze na hospicjum dla dzieci w Lublinie. To poruszające wezwanie podkreśliło empatię i wartości, które towarzyszyły artyście w jego życiu. Zamiast kwiatów, w dłoniach żałobników znajdowały się pojedyncze białe róże, będące symbolem szacunku i czystości.
Kulminacyjnym momentem pogrzebu było wyprowadzanie urny z prochami artysty. Kiedy w tle rozbrzmiewał przejmujący śpiew Józefa Skrzeka, goście spontanicznie zaczęli bić brawo. W ten sposób oddali cześć artyście, który pomimo zmagania się z chorobami takimi jak otyłość i przewlekła obturacyjna choroba płuc, do samego końca żył dla muzyki. To brawa podsumowały jego życie i twórczość, stanowiąc symboliczne podziękowanie za wszystko, co po sobie pozostawił.