Lokalne lotnisko w Lipowej, niedaleko Żywca, stało się we wtorek rano sceną niewyobrażalnej tragedii. Niewielki samolot, który najprawdopodobniej podchodził do lądowania, rozbił się i w mgnieniu oka zamienił się w kulę ognia. Zdarzenie wstrząsnęło świadkami, którzy opowiadali o potężnym huku, a dym i płomienie widoczne były z odległości wielu kilometrów. Według informacji przekazanych przez służby, dwie osoby znajdujące się na pokładzie zginęły na miejscu.
Jak wynika ze wstępnych ustaleń, do katastrofy doszło we wtorek, 9 września, około godziny 9:36. Samolot rozbił się w trakcie manewru lądowania. Na miejsce natychmiast skierowano zastępy straży pożarnej.
Walka z ogniem i tragiczne odkrycie
Kiedy pierwsi strażacy dotarli na miejsce zdarzenia, ujrzeli płonący wrak, który trzeba było natychmiast ugasić. Akcja gaśnicza była priorytetem, a po jej zakończeniu, służby natrafiły na makabryczne odkrycie. W zniszczonej maszynie znaleziono dwa ciała.
"O godz. 9.36 dostaliśmy zgłoszenie, że doszło do wypadku lotniczego. Dwie osoby zginęły na miejscu. Maszyna przy lądowaniu uległa awarii — nie wiemy jeszcze, z jakich przyczyn — i się rozbiła. Po dojeździe pierwszych zastępów straży pożarnej na miejsce zdarzenia, strażacy przystąpili do gaszenia pożaru. Następnie znaleźli dwa ciała osób, które znajdowały się w samolocie" - przekazał w rozmowie z RMF FM kpt. Tomasz Kołodziej, oficer prasowy Komendanta Powiatowego PSP w Żywcu.
Służby, w tym policja i prokuratura, rozpoczęły śledztwo, aby ustalić dokładne przyczyny tej katastrofy. Będą badać, co doprowadziło do awarii samolotu i dlaczego manewr lądowania zakończył się tak tragicznie. Czy przyczyną były usterki techniczne, błąd ludzki, a może coś innego? Na razie pytania pozostają bez odpowiedzi.