Donald Trump bagatelizuje rosyjski atak na Sumy, nazywając go "wojną Bidena"
Donald Trump zbagatelizował rosyjski atak rakietowy na Sumy, twierdząc, że to „wojna Bidena”, a Rosjanie po prostu „popełnili błąd”. Jego słowa wywołały burzę – czy amerykański prezydent przerzuca odpowiedzialność za zbrodnie Putina?
„Rosjanie popełnili błąd” – Trump usprawiedliwia atak na cywilów
Podczas lotu Air Force One Trump skomentował rosyjski ostrzał Sum, w którym zginęli cywile:
-
„Powiedziano mi, że to był błąd. Ale cała wojna jest okropna” – stwierdził, nie potępiając Kremla wprost. To zdanie, wypowiedziane w tak lakoniczny sposób, spotkało się z ostrą krytyką. Wielu komentatorów podkreślało, że użycie słowa "błąd" w kontekście ataku na ludność cywilną jest niedopuszczalne i umniejsza powagę sytuacji.
-
Zrzucił winę na Bidena: „Gdybym ja był prezydentem, ta wojna by nie wybuchła”. Trump regularnie powtarza to twierdzenie, sugerując, że jego osobiste relacje z Putinem zapobiegłyby inwazji. Krytycy argumentują jednak, że taka postawa ignoruje szerszy kontekst geopolityczny i ambicje Rosji.
-
Gdy dziennikarze dopytywali, co oznacza „błąd” Rosjan, odpowiedział wymijająco: „Zapytajcie ich. To nie moja wojna”. Ta odpowiedź tylko wzmocniła wrażenie, że Trump dystansuje się od konfliktu i unika potępienia działań Rosji. Dziennikarze i politycy z różnych stron sceny politycznej wyrazili zdziwienie brakiem jasnego stanowiska.
„Miliony niepotrzebnie zabitych” – Trump gra na emocjach
Prezydent USA nie tylko minimalizował odpowiedzialność Putina, ale też:
-
Oskarżył Bidena o „sfałszowane wybory”, sugerując, że to one doprowadziły do wojny. To powracający motyw w retoryce Trumpa, który łączy sytuację na Ukrainie z wewnętrzną polityką USA. Te twierdzenia, wielokrotnie obalane, podważają zaufanie do procesu wyborczego.
-
Stwierdził, że Putin najechał Ukrainę, bo „nie szanował Bidena i nie dogadywał się z Zełenskim”. Takie spersonalizowane tłumaczenie przyczyn wojny pomija złożoność relacji międzynarodowych i aspiracje Rosji do odbudowy swojej strefy wpływów.
-
Chwalił za to tajne rozmowy swojego wysłannika z Putinem, które miały „pomóc w zakończeniu wojny”. Szczegóły tych rozmów pozostają niejasne, a ich skuteczność jest kwestionowana. Niektórzy eksperci obawiają się, że takie działania, prowadzone poza oficjalnymi kanałami dyplomatycznymi, mogą osłabić jedność Zachodu wobec Rosji.
Reakcje w USA: Od oburzenia po… poparcie?
-
Generał Keith Kellogg (były doradca Trumpa) potępił atak, pisząc, że Rosjanie celowo uderzyli w cywilów. Ten komentarz pokazuje rozdźwięk wewnątrz obozu Republikanów, gdzie część osób wyraźnie potępia działania Rosji.
-
Marco Rubio (sekretarz stanu) wyraził współczucie, ale podkreślił, że Trump „dąży do pokoju”. Rubio próbował złagodzić odbiór słów Trumpa, podkreślając jego intencje, ale jednocześnie nie potępił rosyjskiej agresji.
-
Biały Dom wydał oświadczenie dopiero po kilkunastu godzinach, unikając bezpośredniego potępienia Rosji. Opóźnienie i brak stanowczej reakcji wzbudziły pytania o spójność polityki zagranicznej USA.
Czy Trump naprawdę chce „zakończyć wojnę”, czy tylko chroni Putina?
Słowa amerykańskiego prezydenta brzmią jak usprawiedliwienie dla rosyjskich zbrodni. Tymczasem:
-
Atak na Sumy był jednym z najkrwawszych w ostatnich miesiącach. Szczegółowe relacje z miejsca zdarzenia opisywały przerażające obrazy zniszczeń i cierpienia ofiar, co kontrastowało z lekceważącym tonem wypowiedzi Trumpa.
-
Trump nie nazwał Putina agresorem, a jedynie mówił o „błędach”. To pominięcie, w kontekście udokumentowanej agresji Rosji, wywołało obawy o przyszłe relacje USA z sojusznikami z NATO i Ukrainą.
-
Jego retoryka pasuje do prorosyjskiej narracji o „konflikcie Zachodu z Rosją”. Taka interpretacja konfliktu pomija fakt, że Ukraina jest ofiarą agresji, a nie uczestnikiem konfliktu między mocarstwami.
„Czy to już oficjalna polityka USA?” – świat patrzy z niepokojem
Jeśli Trump nie potępia rosyjskiego terroru, czy oznacza to, że Waszyngton przestanie wspierać Ukrainę? Fani byłego prezydenta chwalą go za „realizm”, ale sojusznicy USA mogą zacząć się zastanawiać – czy Trump nie gra na rękę Putinowi?
Wasze zdanie? To „pokojowa dyplomacja” czy już jawne tuszowanie rosyjskich zbrodni?
Implikacje dla przyszłości stosunków USA-Rosja i przyszłego wsparcia dla Ukrainy
Wypowiedzi Donalda Trumpa niosą ze sobą potencjalnie poważne implikacje dla przyszłości stosunków Stanów Zjednoczonych z Rosją oraz dla dalszego wsparcia, jakie USA udzielają Ukrainie. Jeśli Trump, jako potencjalny kandydat na prezydenta, utrzymuje taką retorykę, kraje europejskie, szczególnie te graniczące z Rosją, mogą zacząć podważać wiarygodność USA jako sojusznika. Co więcej, kraje takie jak Polska, Litwa, Łotwa i Estonia, które aktywnie wspierają Ukrainę, mogą szukać alternatywnych rozwiązań w zakresie bezpieczeństwa, obawiając się potencjalnego osłabienia zaangażowania USA w regionie.
Ponadto, postawa Trumpa może zachęcić Rosję do dalszych agresywnych działań, licząc na brak zdecydowanej reakcji ze strony Stanów Zjednoczonych. Z drugiej strony, taka narracja może utrwalić podziały wewnątrz USA, gdzie część społeczeństwa popiera izolacjonistyczną politykę i minimalizowanie zaangażowania w konflikty zagraniczne, a inna część opowiada się za aktywną rolą USA w obronie demokracji i praw człowieka na świecie.