Deynn i Majewski przechodzą przez ciężki okres w życiu. Po miesiącu pracy z behawiorystą podjęli dramatyczną decyzję: ich suczka Didi nie wraca do domu! Znów pokazała swoją ciemną stronę, atakując innego psa, co ostatecznie przesądziło o jej przyszłości.
Problemy z akceptacją syna i agresja Didi
Życie Deynn i Majewskiego bardzo się zmieniło po narodzinach ich syna, Romeo. Już pierwsze dni po przyprowadzeniu malucha do domu okazały się być nie lada wyzwaniem. Jeden z ich psów – Didi – nie zaakceptował nowego członka rodziny, co wywołało wiele stresu.
Suczka Majewskich zachowywała się bardzo agresywnie i stwarzała zagrożenie dla ich syna. Tymczasowo została przeniesiona do domu babci Majewskiego, gdzie odbywała sesje z behawiorystą. Ich celem była poprawa jej zachowania i przygotowanie do powrotu do domu. Ostatnio Didi odbyła szkolenie w posiadłości influencerów i pojawił się cień nadziei, że wszystko wróci do porządku dziennego.
Dramatyczny incydent: Atak na innego psa
Deynn i Majewski ponownie wysłali suczkę do rodziny, gdzie miała być dalej przygotowywana na powrót do domu. Jednak w niedzielę podjęli ostateczną decyzję o tym, że Didi jednak nie wróci do ich willi. Na InstaStories influencer wyjaśnił, że suczka wciąż ma zbyt duże problemy i przekazał "smutny update w sprawie".
"W niedzielę podjęliśmy najtrudniejszą, najsmutniejszą decyzję. Didi do nas na 99,9% nie wróci. Dawaliśmy sobie nadzieję i troszkę chcieliśmy sami siebie oszukać. Widzieliście, że Didi robiła już progres" — zaczął Daniel Majewski.
Podczas jednego z ostatnich spacerów doszło do niebezpiecznej sytuacji, która przeważyła szalę.
"W sobotę babcia zadzwoniła roztrzęsiona, zapłakana, była przerażona. Kilka minut wcześniej Didi wąchała się z jakimś pieskiem, takim malutkim, może trochę mniejszy od niej. Po chwili złapała tego psa i nie chciała go puścić. Podobno były to dantejskie sceny – pełno krzyku. Właścicielka tego drugiego psa krzyczała na kolanach, próbowała rozdzielić" — relacjonował Majewski.
Bezpieczeństwo Romeo priorytetem
Po 20 minutach rozmowy Deynn i Majewski zdecydowali, że Didi nie wróci do domu.
"Uznaliśmy, że to jest znak od Boga. To się mogłoby wydarzyć z Romeo. Poprosiliśmy babcię i tatę, żeby się wymieniali Didi. Oczywiście dalej będzie miała treningi, ale to bardziej tak na zasadzie wychowawczej, a nie przyzwyczajenia do Romeo, bo to nie ma sensu. Będzie to strata czasu. Natomiast wychowywać ją trzeba bardzo, bo jest wiele rzeczy, tak jak wam mówiliśmy, które zaniedbaliśmy."
Majewski jasno podkreślił, co jest dla nich najważniejsze:
"Nie chcemy dopuścić do sytuacji, w której Romeo kichnie, a Didi zareaguje agresywnie. Albo Romeo będzie bawił się zabawką, Didi podbiegnie, będzie chciała ją zabrać, na co on nie pozwoli i go zagryzie."
Majewski zaznacza, że Didi może wrócić do domu pod warunkiem, że kiedy Romeo podrośnie, suczka nie będzie nikomu zagrażać.
Co sądzicie o tej trudnej decyzji? Czy para postąpiła słusznie, stawiając bezpieczeństwo dziecka ponad wszystko?