Ostatnie sekundy życia Katarzyny Stoparczyk. Strażak: "Prowadziliśmy resuscytację, ale..."

Wypadek na drodze ekspresowej S19 w Jeżowem wstrząsnął polskimi mediami, a śmierć cenionej dziennikarki Katarzyny Stoparczyk pogrążyła w żałobie rzesze fanów i znajomych z branży. Teraz na światło dzienne wychodzą dramatyczne szczegóły akcji ratunkowej, które ujawnił starszy brygadier Ireneusz Szewczyk, rzecznik Komendanta Powiatowego PSP w Nisku.

Z relacji strażaka wynika, że na miejscu zdarzenia panował chaos. Dwa uszkodzone samochody - czarna i biała skoda - znajdowały się po obu stronach drogi. W sumie w pojazdach podróżowało pięć osób, z czego dwie były nieprzytomne. Dwóch pasażerów zdołało opuścić samochody o własnych siłach, jednak jedna osoba pozostała uwięziona w środku. Ireneusz Szewczyk opisał sytuację jako niezwykle skomplikowaną.

Próba ratowania życia, która okazała się beznadziejna

W białej skodzie uwięziony był 57-letni mężczyzna. Strażacy, aby go wydobyć, musieli użyć specjalistycznego sprzętu hydraulicznego. Niestety, mimo prowadzonych działań, ratownicy medyczni po przybyciu na miejsce odstąpili od dalszych czynności ratunkowych z powodu znacznych obrażeń.

W przypadku Katarzyny Stoparczyk, która jechała jako pasażerka czarnej skody, sytuacja również była dramatyczna. Dziennikarka znajdowała się już poza pojazdem, leżąc na jezdni. Strażacy, którzy przybyli jako pierwsi, natychmiast podjęli próbę reanimacji, kontynuując ją aż do przyjazdu zespołu ratownictwa medycznego. Niestety, ich wysiłki okazały się bezskuteczne. Po stwierdzeniu zgonu przez medyków, działania ratunkowe zostały wstrzymane.

Prokuratura Rejonowa w Nisku prowadzi śledztwo w tej sprawie, mające na celu wyjaśnienie wszystkich okoliczności wypadku. Planowana na wtorek sekcja zwłok ofiar ma ostatecznie ustalić przyczyny ich śmierci.